Tym razem temat będzie bardzo nietypowy. Porozmawiamy sobie o zepsuciu, ale definicja także nie będzie klasyczna. Zepsucie w chrześcijaństwie kojarzy się z grzechem cudzołóstwa, z rozpustą i nieczystością. My natomiast porozmawiamy o tym, jak ten świat nas formatuje, jak buduje bariery, jak utrudnia nam funkcjonowanie i co z tego dla nas wynika.
Może uda mi się udowodnić, jaką cudowną cechą jest naiwność i do czego prowadzi rozbudzanie nieufności. Nie stać mnie niestety na obiektywne opisanie wszystkich mechanizmów, które prowadzą do takiego zepsucia, ale do zrozumienia tematu wystarczy, jeśli prześledzimy przypadki „uśmiechniętego rowerzysty”.
uśmiech
Dokładnie rok temu postanowiłem, że jadąc codziennie przez miasto, będę się uśmiechać. Na samym początku nie było to łatwe, ale postanowiłem, że się nie poddam. Ponieważ uwielbiam jeździć na rowerze a lato tego roku rozpieszczało nas już od kwietnia, zabranie na rower dobrego nastroju nigdy nie było dla mnie szczególnie trudnym zadaniem. Po drodze mijam: pieszych, rowerzystów, ludzi starych i młodych, mężczyzn i kobiety. Uśmiecham się cały czas, ale z oczywistych względów w oczy patrzę tylko kobietom.
Od razu uprzedzę pytania … Nie jestem odrażający, ale też nie dbam przesadnie o siebie – mój ubiór i rower nie wyróżniają mnie z tłumu innych podobnych mężczyzn. Jedyna różnica – uśmiech.
deszcz
Dwie rundy po 20 minut jazdy rowerem dziennie to żaden wyczyn, ale pojawił się pierwszy kłopot. Mijały dni i tygodnie, i nikt się do mnie nie uśmiechał. Ani jeden raz.(!) Myślę sobie – no cóż, robię tu za wariata. Przykre to, ale co począć. Jeżeli chcę zmienić ten świat, to muszę zacząć od siebie, niezależnie od tego, jak on odpowiada na tę moją szlachetną inicjatywę.
I tak mijał dzień po dniu – bez efektu aż … do pewnego deszczowego dnia.
Zapowiadane były obfite opady deszczu, więc postanowiłem, że wyjątkowo pojadę do pracy tramwajem. Po wyjściu na podwórko odruchowo sięgnąłem do kieszeni kurtki po czapkę i jednym ruchem, sprawnie naciągnąłem ją na głowę. Ruszyłem żwawo przez osiedle przyglądając się z uśmiechem, jak wróble dokazują w żywopłocie. Przeszedłem może ze 100 metrów i trafiła mi się pierwsza tego dnia kobieta. Była na spacerze z psem. Co było zaskakujące, uraczyła mnie takim szczerym i szerokim uśmiechem, że zbaraniałem. Obróciłem się nawet żeby sprawdzić czy ktoś za mną nie idzie. Nie! Byłem sam. Ten uśmiech był do mnie. No … – myślę sobie – cudownie zaczyna się dla mnie ten dzień. Oby tak dalej.
falstart
Po kolejnych 300 m, tuż przed przystankiem spotkałem kolejną dziewczynę. Sytuacja się powtórzyła – przywitał mnie szeroki uśmiech za milion dolarów. „Przyjacielu … osiągnąłeś pełny sukces! Zmieniłeś na lepsze ten świat zamieszkały przez smutasów. Woda drąży kamień a Twój uśmiech granitowe serca wrocławskich kobiet!” – przeleciało mi przez głowę. W tej samej sekundzie rozległ się dzwonek mojego telefonu komórkowego. Odebrałem niezwłocznie. W słuchawce odezwał się dźwięczny głos mojej koleżanki: „Romek … widziałam Cię z okna przejeżdżającego tramwaju. Co to za biała szmatka zwisa ci za uchem?!”
Wyciągając czapkę z kieszeni złapałem także zabłąkaną, jednorazową chusteczkę do nosa. Czapkę założyłem na głowę tak niefortunnie, że chustka wisiała mi za uchem tak, że jej nie widziałem ani nie czułem. Blamaż. (!)
Dobrze mieć przyjaciół – czasem pomogą człowiekowi zejść z powrotem na ziemię. Mój nerwowy śmiech z samego siebie, przemieszany był z żalem, że ta piękna chwila zwycięstwa okazała się tylko iluzją. Śmiejemy się czasem przez łzy, świat bywa brutalny, niekiedy potrafi nas bardzo zawstydzić a marzenia … a marzenia pozwalają nam trwać.
zepsucie
Jeszcze do niego nie doszliśmy. Temat jest obszerny. Cierpliwości …
C.d.n.