oddzieleni od światła

Naszła mnie dzisiaj myśl o grzechu pierworodnym. W znakomitej większość komentarzy, która dotyczy tego zagadnienia, dyskusja toczy się wokół tzw. pychy i nieposłuszeństwa pierwszych rodziców. Gdy zaczniemy szukać informacji o drzewie poznania dobra i zła, dowiemy się, że zerwanie owocu z tego drzewa oznacza naruszenie mądrości i roztropności. Nieciekawy wniosek, jaki od razu się nasuwa po takiej lekturze jest taki, że bardzo szybko człowiek pokazał swoje niedoskonałości. Czyżby wada fabryczna? Dalej w podobnych dyskusjach, które można znaleźć w Internecie, poznajemy już tylko smutne konsekwencje płynące dla nas z tego wydarzenia. Czy naprawdę jesteśmy oddzieleni od Boga? Kto zawinił lub co zawiniło?

oddzieleni od światła

Dzisiaj oczywistym jest dla każdego, że opis sceny, która rozegrała się w raju, jest alegorią, symbolem. Daje to olbrzymie możliwości interpretacji. Właściwie żadne z dostępnych objaśnień nie przekonuje mnie. To nic złego. Bywa jednak, że temat ten jest eksplorowany na lekcjach religii i katecheci stają przed trudnymi pytaniami, na które nie znajdują zadowalających odpowiedzi. Niektórzy apologeci wspinają się nawet na szczyty bezczelności i wprost mówią, że pytania, jakie dzieci zadają są bez sensu. (!) W miejsce niewygodnego pytania zadają własne pytanie i później sobie na to pytanie odpowiadają. Tak, tak …  Poniżej przykład – dla wytrwałych.
https://opoka.org.pl/biblioteka/T/TD/szukajacym_drogi/g_pierworodny.html

nowe spojrzenie

Ośmielony tą wypowiedzią zaproponuję dzisiaj, nieco odmienne spojrzenie na ten temat. Moim skromnym zdaniem nie o grzech, ani o brak posłuszeństwa tu chodzi. Zerwanie jabłka jest alegorią aktu poznania dobra i zła. Poznanie to naznaczyło nas i w rzeczy samej, oddzieliło nie tylko od najwyższego aspektu Boga, ale nawet od nadświadomości. (O świadomości, podświadomości i nadświadomości pisałem w poprzednim odcinku pt.: duch człowieka w trzech odsłonach)

Zastanawiało mnie, dlaczego akurat ten moment uznaje się za czas wypędzenia z raju?! Dlaczego poznanie dobra i zła miało tak daleko idące konsekwencje? Zacząć trzeba od tego, że dobro i zło nie są żadnym absolutem. To są takie dość abstrakcyjne, pojemne worki, w które różne kultury wkładają różne rzeczy i odmienne wartości. W różnych krajach zło ma inny wymiar i inne granice. Dla ludzi różnych kultur ta sama czynność może mieć skrajnie różną ocenę.

Przykłady? Bardzo proszę. W Polsce opróżnianie nosa w chusteczkę higieniczną nie jest niczym dziwnym, a np. w takiej Korei, jest tak samo obrzydliwe jak publiczna defekacja. (!) W islamie dozwolone jest poślubianie dziewczynek, w Afryce i na Wschodzie wciąż dokonuje się obrzezań, w Indiach obowiązuje podział na kasty, a niewolnictwo w koloniach Francuskich zniesiono dopiero w 1848 roku. Dekalog obowiązywał wtedy tak samo, jak obecnie. Zadziwia mnie też brak reakcji Jezusa na powszechne w starożytności niewolnictwo. Dobro i zło nie są ogólnoświatowym standardem – to nie jest coś takiego jak wzór metra w Sèvres pod Paryżem.

katalog rzeczy niedozwolonych

Skoro dobro i zło nie są ustandaryzowane, to nie istnieje także żaden trwały katalog rzeczy dozwolonych czy niedozwolonych. Wszystko jest względne. Czy osobisty lekarz Hitlera wspierając jego zdrowie, robił dobrze czy może robił źle? Czy wspierając go w 1937 roku czynił dobrze, a lecząc go w 1943 roku – kiedy istniały już obozy zagłady – czynił źle? Jak to ocenić? Jeżeli lekarz ratuje życie człowiekowi, który później stanie się seryjnym mordercą, to czy zrobił dobrze czy może źle? Na Dalekim Wschodzie wierzą, że ratując życie innej osobie, bierzemy na siebie wielką odpowiedzialność – odpowiedzialność za przyszłe czyny uratowanego człowieka. To także dowodzi, że systemy wartości tam i tu są różne. W Europie ludzkie życie stało się dobrem nadrzędnym – na Wschodzie – jak widać – sprawy mają się inaczej.

idea zła

W związku z tym uważam, że ta afera w raju nie mogła polegać tylko na tym, że ktoś dokładnie poznał, co jest dobre i co jest złe. No, więc co tam takiego istotnego wydarzyło się w tym raju?! W raju zrodziła się IDEA, że coś może być dobre albo złe. Do momentu, kiedy nie było tego podziału, nie było grzechu – a zatem nie było też winy. Nie wiem dokładnie jak do tego doszło. Może ktoś nam podszepnął, że to, co robimy, jest grzeszne. A może doszliśmy do tych wniosków sami. Nie wiem. Być może stało się to samoistnie na drodze ewolucji naszego umysłu. Dzikie zwierzęta nie mają w sobie poczucia, że coś jest dobre lub złe. Być może ludzie też byli kiedyś na takim poziomie rozwoju, że sterowani byli instynktem a nie rozumem czy sumieniem.

Ważne jest to, że w jakimś momencie zaczęliśmy segregować nasze zachowania na grzeszne i dobre. I może nie byłoby to złe, gdyby nie fakt, że wciąż podnosimy poprzeczkę i coraz trudniej obyć się bez grzechu – no i bez winy. Bo to właśnie poczucie winy zamyka nam kontakt z Bogiem, (Duchem, Nadświadomością, Opiekunem – nie spierajmy się o nazwy.) Ładnie tłumaczyli to szamani w Polinezji – kahuni. Właśnie czytam o nich serię książek i bardzo trafia do mnie model funkcjonowania świata, w który wierzyli i przekazywali, jako wiedzę tajemną z pokolenia na pokolenie.

wstyd

Właściwie idei spowiedzi mógłbym przyklasnąć, bo wydaje się, że przyświeca jej szczytny cel pozostawienia za sobą ciężaru win. Wizyta w konfesjonale jednak zawstydza. Ten osobisty akt mentalnego ekshibicjonizmu dokonywany jest przed drugim człowiekiem. (Wiem, wiem … za kratką konfesjonału mamy do czynienia z majestatem Najwyższego – uczyłem się religii). I trzeba to powiedzieć, że często ten człowiek nie pomaga pozbyć się ciężaru, lecz temu ważnemu procesowi przeszkadza. Tak z ciekawości zapytam i niech każdy sobie odpowie w duchu, ile razy w konfesjonale poczuł miłość, bądź miłosierdzie, płynące zza kratki? Jakby na to nie popatrzeć, powinno ono się tam znajdować. Dajmy jednak spokój mężczyznom ubranym w suknie – są tak samo niedoskonali jak wszyscy inni.

wina

Chcę tylko podkreślić, że brak poczucia winy jest kluczowym warunkiem utrzymania kontaktu z Bogiem. Pielęgnując poczucie winy, obniżamy własne wibracje i sami sobie zamykamy drogę do Niego. Jak do tego dochodzi, wyjaśnia nam huna. (link do odcinka pt.: duch człowieka w trzech odsłonach)  Dokonując tego odkrycia poczułem się jak porażony prądem. Tak. Nie mylicie się. Posypywanie głowy popiołem oddala Was od Boga – wbrew Waszym najlepszym intencjom.

Tu także może znajdować się część powodów, dla których Nadświadomość (wg kahunów) nie znajduje się w obrębie naszego ciała. Być może tak wysoko wibrujący duch nie pasuje do naszego świata. Pisałem już o tym, że istoty anielskie nie schodzą tak nisko, bo grozi to rozpadem ich istoty. (link do odcinka pt.: wibracje) Może chęć doświadczania w tej twardej i przepięknej materii była tak wielka, że zgodzono się na podzielenie – integralnego dotąd – Ducha na osobne części. (Wybaczcie mi te dygresje.)

spowiedź

Wróćmy jednak jeszcze do wątku spowiedzi. Już sam fakt, że spowiedź istnieje nie pozwala zapomnieć o tym, że jesteśmy niedoskonali. Na domiar złego, przed spowiedzią trzeba jeszcze poszperać w pamięci i wyświetlić sprawy, o których dawno zapomnieliśmy, bądź nie uważamy ich za coś złego. A co jeśli masz mało grzechów? Jakoś tak głupio iść i powiedzieć, że nie pamiętasz zbyt wielu występków. Cóż począć? Trzeba chyba na siłę coś wygrzebać z tej ułomnej głowy i jakoś ułożyć ten bukiecik ze zwiędłych kwiatków.

To wbijanie nas w poczucie winy nie ma końca. Z ambony nieustannie płynie nawoływanie do rachunku sumienia i zaprawdę powiadam Wam, po takim intensywnym maglu, konfesjonał Wam nie pomoże. Gdy zestawimy 5 minut spowiedzi z długotrwałym programem „twoja wina, twoja wina, twoja bardzo wielka wina …”, przemnożonym przez liczne wizyty w kościele w każdym okresie przedświątecznym, to widać wyraźnie gigantyczną dysproporcję. Wy może tego nie rejestrujecie, ale Wasza Podświadomość – co do jednej głoski.

pokochaj siebie

Naprawdę spowiedź nie gwarantuje duchowego wzrostu. Pomijam tu temat odpuszczania grzechów, odpustów, mszy gregoriańskich etc. Nie chcę wchodzić w rozważania tego typu jak np. „… i odpuść nam nasze winy jako i my odpuszczamy …”  No to, czy My je odpuszczamy, czy odpuszczają nam je w konfesjonałach? To wszystko wyżej jest bez znaczenia. Istotne jest tylko czy utrwalacie w sobie poczucie winy czy raczej rozwijacie w sobie miłość do samych siebie i do świata.

Spróbujcie się uwolnić, wyjść poza schematy, w miejscu poczucia winy wzbudzić w sobie radość. Religia nie rozwija ducha i nie uczy wiary, lecz uczy dewocji i przyzwyczaja do chodzenia utartymi ścieżkami. Problem stary jak świat i nawet Jezus niewiele w tej materii zdołał zmienić.