zepsucie

Po roku trwania projektu „uśmiechnięty rowerzysta” i kilku spektakularnych porażkach, wciąż nie mam zamiaru go zamknąć. Jest to jednak na tyle długi okres, że uprawnia mnie on do wysnucia pierwszych, ostrożnych wniosków na temat naszego – wpychającego w zepsucie i depresję – świata.

pierwsze podsumowanie

Reakcje mijanych dziewczyn na uśmiech bywają bardzo różne, ale udaje się je podzielić na kilka grup.

Mamy więc:
– całkowitą obojętność bez kontaktu wzrokowego

– całkowitą obojętność z nawiązaniem kontaktu wzrokowego

– drgnięcie kącika ust, ale z zachowaniem „osobistej godności”

– odwzajemnienie uśmiechu

– jeśli dziewczyna ma jakieś braki w pewności siebie, rozpoczyna poszukiwania defektu w swoim odzieniu lub włosach

– przy większym braku pewności siebie, dziewczyna ponawia poszukiwania defektu w odzieniu wielokrotnie lub ogląda się za siebie w poszukiwaniu tej, na którą rzekomo patrzę. (No bo przecież jeszcze się nie zdarzyło żeby ktoś na ulicy poświęcił jej tyle uwagi, co TEN facet.)

Muszę przyznać, że ostatnie cztery przypadki z listy, powodują moją nieskrywaną radość. Właściwie tylko dzięki nim (i urodzie obserwowanych obiektów) jestem w stanie prowadzić ten projekt dalej. Większość pań niestety nie jest przyzwyczajona do tego, że ktoś na nie zwraca uwagę. To smutne i trzeba by to zmienić. One naprawdę poświęcają dużo czasu na malowanie, trefienie włosów, wybór sukienek i dodatków – czas to docenić panowie!

Drugie spostrzeżenie nie jest już taki wesołe. Codziennie mijam około 30-40 kobiet w różnym wieku. Miesięcznie daje to liczbę 800. Z tej dużej liczby na mój uśmiech odpowiada (uwaga!) – 1 dziewczyna. Tak, uśmiech na ulicy potrafi odwzajemnić jedna osoba na tysiąc i tylko raz zdarzyło się, że była to kobieta, która miała więcej niż 30 lat.(!) Przerażające. Oczywiście można założyć, że spora część dojrzałych pań jest w stałych związkach, ale przecież nie wszystkie. Czyżby te pozostałe straciły już wszelką nadzieję na bycie atrakcyjnymi? A może to życie tak daje w kość, że gaśnie w nas nadzieja na to, że drugiego człowieka stać na coś więcej niż cynizm i szyderstwo w tym posłanym pośpiesznie uśmiechu. Nawet jeśli tak jest i nie ma w nas już nadziei, to przecież umiejętność uśmiechania się pomaga wszędzie: w pracy, sklepie, urzędzie, w podróży i w domu.

Na koniec jeszcze chciałbym przytoczyć wczorajszy przypadek. To on tak naprawdę stał się główną przyczyną napisania tego felietonu.

śmieciarz

Stałem przy pasach przy Renomie (dawne PDT). Przy krawężniku uwijał się straszy pan w pomarańczowej kamizelce. Właśnie skończył zamiatać rynsztok i ciągnął za sobą spory zielony kubeł. Spojrzał na mnie raz, potem drugi raz i się uśmiechnął. Był szczupły, żylasty, opalony a twarz miał pooraną zmarszczkami. W tej ogorzałej twarzy świeciły wesołe oczy. W pierwszym odruchu pomyślałem, że może mnie zna albo, że już gdzieś się spotkaliśmy. Przez dłuższą chwilę przeszukiwałem pamięć – bezskutecznie. W końcu to do mnie dotarło – to JA miałem uśmiech przyklejony do twarzy (mam tak na stałe) i ten prosty mężczyzna po prostu na niego odpowiedział.

Ta ludzka reakcja jawi się niczym światełko w tunelu, Jednak całość tego, co spotykam na ulicy, stawia nasze społeczeństwo w naprawdę brzydkim świetle. To spostrzeżenie nie dawało mi spokoju już wcześniej. Kiedyś w towarzystwie mojej serdecznej koleżanki zacząłem się głośno zastanawiać, dlaczego tak jest, że żadna z dziewczyn spotkana na ulicy nie chce, bądź nie potrafi się do mnie uśmiechnąć. Odpowiedź z jej strony padła bez zastanowienia – dlatego uważam ją za szczerą i niekalkulowaną. Powiedziała mianowicie: „ … bo to jest chamski podryw!”.

zaskoczenie

Kompletnie zbaraniałem, zatkało mnie na dłużej. Jeżeli uśmiechanie się do kobiet na ulicy bez słowa komentarza i bez jakiegokolwiek gestu, to „chamski podryw”, to co tym chamskim podrywem nie jest?! Wpadliśmy w jakiś obłęd! Jak w takim razie w dzisiejszych czasach, kulturalnie nawiązać kontakt z płcią przeciwną? Oczywiście zadałem to pytanie tej koleżance. Gdy już zastanowiła się nad tematem nieco dłużej, jej stanowisko w sprawie uległo zmiękczeniu, ale pierwsze wrażenie i tak wyrwało mi dziurę – jeśli nie w sercu, to na pewno w mózgu. Co trzeba mieć wbite do głowy, żeby uśmiechającego się pogodnie faceta mieć za wroga?! Dlaczego potrafi się do mnie uśmiechnąć Niemka, Hiszpanka, Włoszka albo muzułmanka z Azji w hidżabie – zwiedzająca Wrocław w towarzystwie męża i córki, a nie potrafi zrobić tego niemal żadna Polka?!

Długo jeszcze potem nad tym myślałem i doszedłem do wniosku, że nie dzieje się tak z powodu jednej tylko przyczyny.

zepsucie

Ciekawym spostrzeżeniem dzielą się obcokrajowcy, którzy przyjeżdżają pierwszy raz do Polski. Mówią oni, że ludzie mają tu twarze, które nie wyrażają absolutnie żadnych uczuć: ani radości, ani smutku. Twarze Polaków są całkowicie neutralne.

Zatem nasza awersja do uśmiechania się, ma jakieś grubsze podłoże socjologiczne. To musi być jakaś trująca mieszanka trudnej polskiej historii, fałszywej skromności – wpajanej przez matki i babcie, kompleksów – często będących skutkiem błędów w wychowaniu, a także wielkiej nieufności do drugiego człowieka. Ta ostatnia przejawia się nie tylko w sferze relacji osobistych, ale także w biznesie. Polacy są jednym z najbardziej nieufnych narodów w Europie. Nie oceniam tego, nie wartościuję – stwierdzam tylko fakt, który rzutuje na nasze społeczne zachowania. Co ciekawe, osoby postronne postrzegają wrocławian jako ludzi otwartych i życzliwych? O co więc tutaj chodzi? Mogę się tylko domyślać.

strach – nie wzmacniaj go

Ludzie wokół nas bywają bezwzględni i okrutni, ale czy w przygotowaniu kolejnych pokoleń do życia w miejskiej dżungli nie popełniamy błędów? Może trochę przesadziliśmy z tą ostrożnością i nie należy sobie (i innym) tłumaczyć, że każdy napotkany człowiek to potencjalny wróg. No bo do czego dobrego może nas to zaprowadzić? Patrząc na to, jak skutecznie zbudowaliśmy bariery pomiędzy ludźmi, jak dynamicznie rośnie liczba singli i jak szybko postępuje kryzys rodziny (zasłyszane w kościele), skłaniam się ku opinii, że naiwność zaczyna być w dzisiejszych czasach cnotą. Jesteśmy zatruci. Być może warto zdobyć się na naiwny uśmiech w odpowiedzi na „chamski podryw”. Ryzyko nie jest duże … a można uratować własną duszę.

PS
Jak na wesołego rowerzystę przystało, wpis powinienem zakończyć optymistycznie. Dość długo myślałem co napisać, ale do głowy nie przyszła mi żadna myśl więcej niż ta, która świeci nade mną od roku:

„Musisz być zmianą, którą chcesz zobaczyć w świecie” – Mahatma Gandhi

Mahatma Gandhi

Mahatma Gandhi

1 thought on “zepsucie

Możliwość komentowania jest wyłączona.