dobór partnera cz.1

Naprawdę jeszcze całkiem niedawno żyłem w przekonaniu, że kobiety to tacy faceci tylko, że z piersiami. Było to zresztą wynikiem traktowania kobiet całkiem serio, tj. po partnersku. Te widoczne między nami różnice nie mogły mieć przecież istotnego wpływu na sposób myślenia czy komunikowania się. Jesteśmy tacy sami – tak myślałem. W drodze do dorosłości zbierałem doświadczenia i dostrzegałem, że kobiety potrafią liczyć jak faceci, mówić jak my i rozumować logicznie. Dało się też zauważyć, że są praktyczne, dobrze zorganizowane, że lepiej radzą sobie z kolorami i z nauką języków obcych. W niektórych przedmiotach szkolnych były lepsze od chłopaków a w innych gorsze. Normalna różnorodność biologiczna. Dobór partnera na całe życie, nie wydawał się procesem skomplikowanym – co najwyżej, długotrwałym.

różnimy się

W książce pt.: „Płeć mózgu”, poza wieloma arcyciekawymi informacjami o kobietach i mężczyznach, dowiedzieć się można, że kobiety (statystycznie) mają więcej ośrodków mowy w mózgu niż mężczyźni. No … dla wielu z nas nie jest to żadną niespodzianką – zwłaszcza dla tych żonatych. Żarty jednak na bok. Życie niesie wiele przykładów na to, że po udarze mózgu, kobiety z porażeniami mowy radzą sobie zdecydowanie lepiej niż mężczyźni. Jeśli udar objął akurat część mózgu odpowiedzialną za komunikację werbalną, inna część mózgu kobiety dość łatwo przejmuje funkcje uszkodzonego obszaru. Więc ten pozorny nadmiar ma swoje zalety.

Można rzec, że panowie mieli mniej szczęścia w procesie ewolucyjnym. Inne części mózgu mają już zajęte ważnymi funkcjami (np. umiejętnością obsługi dekodera tv) i niestety nie da się tam tak łatwo przenieść funkcji niezbędnych do obsłużenia mowy. W związku z tym należy przypuszczać, że faceci mają dużo innych zalet, ale przez wrodzoną skromność nie będę tu o nich pisać.

Te historie dowodzą, że mężczyźni i kobiety mocno różnią się od siebie. Niestety to, co wiemy o relacjach damsko męskich ze szkoły, polane jest słodkim sosem równouprawnienia i lewicową propagandą. Inaczej mówiąc, wiedza z jaką wchodzimy w dorosłe życie, nie ma praktycznego zastosowania. Można chyba nawet stwierdzić, że jest szkodliwa. Zanim się człowiek dokładnie rozezna jak to wszystko naprawdę działa, prawdopodobnie będzie już w pułapce jakiegoś związku: z dziećmi, z kredytem mieszkaniowym oraz niespełnionymi ambicjami.

scenariusze

I teraz, zazwyczaj po ślubie, mamy do czynienia z trzema odmiennymi scenariuszami dla związków. W pierwszym – mamy szczęście i dobraliśmy się na tyle dobrze, że nie toczymy ze sobą ciągłych wojen. Drugi prezentuje sytuację, gdzie partnerzy tak odmiennie postrzegają świat, że wydaje się, że braknie im życia, żeby zasypać tę otchłań dzielących ich poglądów. W trzecim – mamy szczęście i znaleźliśmy wymarzoną drugą połówkę, ale kierunek i szybkość rozwoju osobistego każdego z małżonków są inne, i po dłuższym czasie, zaczynają pojawiać się dysonanse w tych dwóch dobrze współgrających dotąd charakterach.

Nie mam zamiaru tym blogiem pomagać w naprawianiu relacji. Brak mi do tego kwalifikacji i mam za dużo złych doświadczeń – czytaj: nie wierzę w naprawę tych nieudanych. Chcę Wam jednak wskazać kilka istotnych elementów, które odpowiedzialni ludzie powinni brać pod uwagę przy dobieraniu się w pary.

ideały i rzeczywistość

Jeszcze w czasach pobierania nauki w liceum uważałem, że kluczowy dla prawidłowego funkcjonowania pary w małżeństwie, jest wspólny punkt widzenia na otaczający nas świat. Wydawało mi się, że wszystko to, co zbliża ludzi do siebie, a więc: podobny odbiór filmu czy sztuki teatralnej, identyczna ocena postaci głównych bohaterów, zbliżone pojmowanie zadań jakie stoją przed rodzicami, te same upodobania muzyczne, wspólne hobby, zunifikowana ocena postaw społecznych znajomych, jednorodne podejście do spraw wiary i religii … że to wszystko jest fundamentem udanego związku. I w sumie nie jest to głupie a może nawet jest potrzebne. Z tą różnicą, że dzisiaj absolutnie nie użyłbym już sowa „kluczowe”.

Naprawdę te wszystkie wymienione wyżej rzeczy są istotne na tyle, na ile w dorosłym życiu mamy na nie czas. Jeśli nie chodzimy często do teatru i kina, jeśli nie poznajemy nowych ludzi, jeśli brak nam czasu na spektakle w filharmonii i uprawianie wymarzonego hobby … to pozostaje już tylko wspólna niedzielna msza i wrażenie, że gdzieś przepadło wszystko to, co miało nas tak pięknie łączyć. To co nam pozostało, zapyta ktoś? Jeśli zapytacie faceta, to uzna to pytanie za niezbyt trudne. Jeśli zapytacie kobietę … to lista na pewno będzie bardzo długa i u każdej kobiety inna.

To, co myśli facet świetnie zostało ujęte w takim oto dowcipie:

Lista siedemdziesięciu rzeczy, które powinna umieć kobieta?
– 69
– gotować

Tego, co myśli kobieta nie zgłębiłem jeszcze. Może kiedyś mi się uda. Wiem za to jedno: proza życia i chroniczny brak czasu, dramatycznie skraca każdą listę życzeń. 🙂

obciążenia genetyczne w rodzinie

Od strony formalnej, sprawdzenie dopasowania ludzi gotowych do zawarcia małżeństwa, sprowadza się chyba tylko do stwierdzenia czy oboje są przy zdrowych zmysłach. Nie wiem, jak jest obecnie, ale dawniej wymagana była też formalna deklaracja o stanie zdrowia psychicznego w rodzinach narzeczonych. W prawie kanonicznym można znaleźć:

„Niezdolni do zawarcia małżeństwa są ci, którzy:
1° są pozbawieni wystarczającego używania rozumu;
2° mają poważny brak rozeznania oceniającego, co do istotnych praw i obowiązków małżeńskich wzajemnie przekazywanych i przyjmowanych;
3° z przyczyn natury psychicznej nie są zdolni podjąć istotnych obowiązków małżeńskich”

Małżonkowie powinni wiedzieć, jakie jest ryzyko posiadania potomstwa. Takich rzeczy nie powinno się zatajać i jest na pewno jeden z fundamentów uczciwości małżeńskiej. Ale to są rzeczy oczywiste i skupmy się raczej na pułapkach, jakie zastawia na nas nasz zdrowy umysł.

rodzina i jej zwyczaje

Z moich obserwacji wynika, że proces tzw. docierania się w małżeństwie rozpoczyna się od zderzenia dwóch modeli wychowania. Nie ma dwóch takich samych ludzi, więc tym bardziej nie może być dwóch jednakowych rodzin w kraju a tym bardziej na świecie. W telewizji mogliśmy jakiś czas temu oglądać dość zabawny program pod tytułem: „Zamiana żon”. Idea programu była taka, że dwie losowo wybrane rodziny wypożyczały sobie mamy (gospodynie). W trakcie takiej zamiany przez jeden tydzień obowiązywały zasady wprowadzone przez nową mamę. Natomiast drugi tydzień mama musiała podporządkować się zasadom panującym w domu zanim tam przyszła. Program obfitował w bardzo intensywne, często skrajne emocje. Widać wyraźnie, że naginanie się do odmiennych cudzych sposobów na życie bywa trudne a niekiedy wręcz niemożliwe.

import tradycji

Z podobną sytuacją mamy do czynienia w niemal każdym młodym związku. Oczywiście wzajemna miłość powinna nieco zmiękczyć skutki zderzenia odmiennych zwyczajów wyniesionych z domów rodzinnych. Nie ma jednak gwarancji, że wszystkie problemy uda się rozwiązać na drodze kompromisu. Do domowych „tradycji” szczególnie przywiązane są kobiety. Mężczyznom łatwiej zmienić domowe przyzwyczajenia, ale nie znaczy to, że tak łatwo się poddają. Próba siłowego narzucenia jedynie słusznych rozwiązań, zawsze kończy się jakimś zgrzytem. Przeważnie chodzi o drobiazgi, ale niestety cenne naszemu sercu. Oczywiście są ludzie, którzy przejdą nad takimi różnicami obojętnie, ale są i tacy, którzy będą bronić rodzinnych tradycji jak niepodległości.

O jakie to różnice chodzi? Na przykład, czy na pierwsze danie w Wigilię jadamy karpia czy barszczyk z uszkami, czy Wielkanoc obchodzimy w rodzinnym domu czy wyjeżdżamy w góry, czy hołdujemy zasadom liberalnym, czy raczej konserwatywnym. Czy niedzielę spędzamy obowiązkowo na obiadku u rodziców (jednych albo drugich) czy na zakupach w centrum handlowym, czy ważniejsze są relacje z mamą i tatą czy dobre relacje z przyjaciółmi (w przypadku, gdy czas nie pozwala nam być w dwóch miejscach na raz). Przykłady można mnożyć a ich błahość wcale nie decyduje o tym, jakiego kalibru kłótnia z tego wyniknie. Tu nie ma żadnych wyraźnych reguł.

związek z obcokrajowcem

Warto pamiętać, że my Polacy jesteśmy dość homogenicznym społeczeństwem a i tak różnice między nami bywają trudne do zatarcia. W dużo gorszej sytuacji są partnerzy pochodzący ze skrajnie różnych kultur. Tam nie tylko zwyczaje domowe są różne, ale całe systemy wartości i hierarchie społeczne. Gdy na te wszystkie trudności nałożymy jeszcze barierę językową, to mamy najkrótszą drogę do powstania wielkiej katastrofy rodzinnej. I nie musi to wcale wynikać ze złej woli partnerów. Najczęściej jest to skutek niezrozumienia nurtu życia, z którego wyszli partnerzy. Internet pełny jest historii nieudanych mieszanych małżeństw. Są to pary, które zmagają się nie tylko z własną odmiennością, ale także z presją rodziny, znajomych a czasem społeczeństwa. Gdyby małżonkowie wylądowali na bezludnej wyspie, to pewnie wcześniej czy później jakoś by się dogadali.

uwikłani

Dodatkowym problemem może być również to, że nie tak łatwo odciąć od swojego wczorajszego życia. Jest to trudne nawet wtedy, jeżeli ktoś bardzo tego pragnie, albo jest to konieczne dla zachowania zdrowego związku. Często partnerzy stoją przed dylematem: czy być wiernym własnym przekonaniom, czy sprzeczać się z ojcem i matką. Przykład? Pierwszy z brzegu, jaki przychodzi mi na myśl to chrzest dziecka.

Bardzo wielu młodych ludzi zanosi dziecko do kościoła dla świętego spokoju. Wcale nie są przekonani o tym, że chcą katolickiego życia dla własnego potomka. Jednak presja żyjących rodziców i dziadków jest tak wielka, że nikt nawet nie zaryzykuje podzielenia się pomysłem, że dziecko wybierze religię dla siebie, gdy będzie już pełnoletnie. Potem cała przygoda dziecka z religią kończy się na bierzmowaniu, ponieważ … no właśnie … dziadziuś i babcia przenoszą się na drugi świat i znika presja, jakiej poddawani byli rodzice. Ten rodzaj uwikłania często ma negatywny wpływ na związek. Partner, którego rodzice są bardziej liberalni, nie jest w stanie zrozumieć kłopotliwego położenia drugiej strony. Ta zaś za wszelką cenę szuka kompromisów, które ostatecznie nie satysfakcjonują ani jej rodziców ani małżonka.

cdn.