grzech i jego wpływ na ciało fizyczne

Starotestamentowi Żydzi święcie wierzyli, że grzech jest przyczyną wszelkich chorób, które trapią człowieka. Pewien wyłom w tej wierze robiła sytuacja, gdy chorowało małe dziecko, o którym wiadomo było przecież, że nie zdążyło jeszcze zgrzeszyć. Nawet kiedyś zapytali o to Jezusa, ale jego odpowiedź chyba nie rozwiała ich wątpliwości. Takie opowieści o skutkach grzechu zwykłem wkładać pomiędzy bajki. I było tak do momentu przeczytania książki „Osioł w okularach” Misakarima Norbekova.

osioł

Książka generalnie traktuje o naturalnych, bardzo skutecznych sposobach poprawy wad wzroku. Nie chodzi w niej jednak o jakieś nadzwyczajne ćwiczenia, ale bardziej o zmianę naszego nastawienia do nas samych i do świata. Jeśli teza o wpływie grzechu jest prawdziwa, to powinna być prawdziwa niezależnie od regionu geograficznego, języka, kultury czy obowiązującej religii. Od razu więc nasuwa się pytanie o katalog grzechów. Przecież żeby uniknąć przykrych skutków życia w grzechu musimy mieć jakiś punkt odniesienia – trzeba wiedzieć co można robić a czego lepiej unikać. Śpieszę wyjaśnić, że nie będę tu poszukiwać wspólnego mianownika dla wszystkich możliwych religii i systemów filozoficznych. Niektórzy z Was mogą poczuć się rozczarowani. Linia oddzielająca, co jest grzechem a co nim nie jest, może mieć bardzo nieoczywisty przebieg. Postaram się to zaraz udowodnić.

choroba

Norbekov w jednym z fragmentów książki przytacza nam szczegóły jego wizyty w klasztorze gdzieś w Tybecie. Pojechał tam wyleczyć nerki, których choroby nabawił się w wojsku rosyjskim, a których przez lata nie mógł wyleczyć z pomocą współczesnej medycyny. Klasztor położony był na dość wysokiej górze. Dochodziło się do niego po niezliczonej ilości schodów. Po drodze do klasztoru mijał uśmiechniętych pielgrzymów, co mogło oznaczać, że klasztorni medycy znaleźli antidotum na ich dolegliwości i ludzie ci wracają do domu zdrowi. Autor zatrzymywał ich w drodze i próbował pytać, jak wyglądała terapia, i w jaki sposób doszli do zdrowia, ale nie dowiedział się nic konkretnego.

Na górze czekała go niezbyt miła niespodzianka – nie został dopuszczony do leczenia. Klasztor miał dwa dziedzińce – wewnętrzny i zewnętrzny. Terapia praktykowana była na dziedzińcu wewnętrznym. Zewnętrzny był dla gości i pielgrzymów. Reguła klasztorna zakazywała jednak wstępu na dziedziniec wewnętrzny osobom grzesznym. Do wnętrza klasztoru wpuszczane były bowiem tylko osoby oczyszczone. Kryterium życia w grzechu bądź jego braku było bardzo proste, ale dość osobliwe. Za osoby czyste uważane były te, które uśmiechały się cały czas. Jako obciążone grzechem widziano te osoby, które uśmiechać się przez cały dzień nie potrafiły. Do tej grupy zaliczał się także autor książki.

oczyszczanie

Nie było wiadomo jak długo ma trwać okres kwarantanny poprzedzający wejście na dziedziniec główny. Pielgrzymi poddawani byli ciągłej obserwacji. Czas oczekiwania na leczenie wypełniało ciągłe noszenie wody z rzeki płynącej u podnóża góry. Zdaniem mnichów, czynność ta znakomicie pomagała w przywróceniu takiego stanu ducha, w którym uśmiech na twarzy malował się samoistnie. Miała też swój walor praktyczny, bo woda ta potrzebna była w klasztorze przy codziennym sprzątaniu. Wiadra noszone były na jarzmie, ale były dużo większe niż znane nam 10 litrowe, a noszenie ich po schodach pod górę było naprawdę morderczym wysiłkiem.

Brak umiejętności utrzymania czystego ducha (utrzymanie uśmiechu) skutkował poleceniem przyniesienia kolejnych wiader wody. Nie bardzo też udawało się oszukiwać, bowiem mnich stojący przy bramie uzbrojony był w lornetkę. „Przyklejenie” uśmiechu na zmęczonej twarzy tuż przed bramą, traktowane było jak oszustwo. Dodatkowo w pokoikach, w których ulokowani byli kuracjusze, przy łóżkach zamontowane były lustra, aby zapewnić ciągłość kontroli. W czasie wolnym od zajęć uśmiech także musiał gościć na licach kuracjuszy – o każdej porze dnia i nocy lustro przypominało, że łamiesz zasady klasztoru.

leczenie

Po kilku tygodniach ciężkiej fizycznej pracy i nie mniej ciężkiej pracy nad mięśniami mimicznymi twarzy, kuracjusze dostępowali zazwyczaj (choć pewnie nie wszyscy) zaszczytu przestąpienia progu bramy do wewnętrznego dziedzińca klasztoru. Stały uśmiech na gębie świadczył o tym, że ten podstawowy grzech już na nich nie ciąży. Wewnątrz klasztoru czekały ich zazwyczaj dwie niespodzianki. Pierwszą był widok studni z wodą, która stałą na środku klasztornego dziedzińca. Druga niespodzianka wyjawiana była podczas pierwszej i chyba ostatniej rozmowy z przełożonym klasztoru. W tej rozmowie większość kuracjuszy dowiadywała się, że ich pobyt w klasztorze dobiega końca, ponieważ prawdopodobnie zostali już wyleczeni z wszelkich dolegliwości, co skrupulatnie było później sprawdzane.

Zdradziłem już wystarczająco dużo szczegółów z książki, więc na tym poprzestanę. Polecam ją wszystkim tym, którzy noszą okulary jak i tym, którzy ich nie mają. Wypada mi tylko jeszcze spuentować tę nieco długą opowieść.

grzech

grzech

Misakarim wrócił z Tybetu ze zdrowymi nerkami. Ten jeden przypadek to jednak stanowczo za mało, żeby dać wiarę, że pomogło mu pozytywne nastawienie do świata. On jednak po powrocie zaczął dzielić się zdobytą wiedzą z ludźmi i ma na swoim koncie tysiące całkowitych wyleczeń oczu … i nie tylko oczu.

Można więc zaryzykować stwierdzenie, że uśmiech – który jest przecież przejawem radości – uzdrawia. W takim razie chroniczny brak radości musi prowadzić do choroby. I tu zamyka się nam pętla naszych rozważań – żydzi mieli chyba rację twierdząc, że grzech prowadzi do chorób.

Trzeba tu tylko jeszcze zadać pytanie: a co jest grzechem – co jest tą antytezą radości? No właśnie … Co w nas zabija radość? Lista jest chyba długa. Ja ją tu tylko zacznę a każdy z Was może ją sobie jeszcze rozwinąć wedle uznania …

grzech – lista emocji

  • Strach
  • Gniew
  • Nienawiść
  • Zazdrość
  • Chciwość (ten stan ciągłego niezaspokojenia może prowadzić do smutku)
  • Brak zrozumienia (tu rozumiany jako niechęć do postawienia się w roli innego człowieka, brak chęci zrozumienia jego motywów) powoduje, że wszelkie urazy zaznane od innych ludzi odbieramy jako ataki na nas. To zazwyczaj jest tylko nasza subiektywna ocena sytuacji, która utrudnia proces wybaczenia. Brak wybaczenia szkodzi głównie nam, o czym opowiemy sobie jeszcze w kolejnych odcinkach.

To tyle jeśli chodzi o emocje. Co ciekawe nie widzę związku braku radości z występowaniem innych grzechów kanonu chrześcijańskiego: np. łakomstwem, rozpustą czy pychą. Można chyba nawet odważyć się na stwierdzenie, że one pomagają w radości.  🙂

Poniżej dodam jeszcze rzeczy, które mi osobiście przeszkadzają w utrzymaniu radości, ale to już rzecz bardzo indywidualna i każdy ma prawo do własnej listy.

  • Wiadomości w TV (zazwyczaj czarne newsy)
  • Horrory, filmy sensacyjne i wojenne (trudno o uśmiech tam, gdzie krzywdzą i mordują ludzi)
  • Każdy rodzaj rywalizacji (w odróżnieniu od współpracy)

Zapomniałem dodać, że są to grzechy (emocje), które niszczą nas od środka. Nie zamyka to jednak tematu grzechu. Osobnym polem do rozważań jest nasz wpływ na innych ludzi i na ich emocje. Nasze działania nie pozostają bez związku z tym, co czują i myślą inni ludzie. Każda taka interakcja może rodzić u kogoś emocje pozytywne lub negatywne. Tym samym możemy być pośrednio źródłem radości lub grzechu. Może kiedyś powrócimy do tego tematu.