kryzys męskości cz.1

Obiecałem napisać o MGTOW, ale zanim to nastąpi muszę zrobić szerszy wstęp do tego tematu. Bez kilku zdań wyjaśnienia, MGTOW będzie wydawać się czymś kuriozalnym, niezrozumiałym i całkowicie oderwanym od rzeczywistości. Zaczniemy zatem od tego, co w świadomości społecznej funkcjonuje pod hasłem „kryzys męskości”. Na początek przytoczę fragment stereotypowej opinii, z którą za moment będę polemizował.

rozdarci?

Cytuję: „Co na to mężczyźni? Wydaje się, że rozdarci między tęsknotą za stereotypowym, ale niepasującym do współczesności modelem męskości, a przeczuciem, że świat wymaga od nich nowego zdefiniowania własnej tożsamości, stracili impet. Przyczajeni czekają na jakieś rozwiązanie.
– Przez wieki czuli się lepsi od kobiet i o tę lepszość nie musieli z nimi rywalizować. W tym poczuciu wspierała ich cała kultura – mówi psycholożka Hanna Samson w swojej książce „Zabić twardziela”.
– Wielu mężczyznom trudno pogodzić się z tym, że sytuacja się zmieniła. Boją się zrezygnować z dominacji. Siłę kobiet odbierają jako zamach na ich dobre samopoczucie, męskość, wiarę w siebie. Czują się zagrożeni. Zamiast wyruszyć na poszukiwanie własnej tożsamości, usztywniają się i próbują bronić starego porządku.”

Osobiście mocno wątpię w to, czy współcześni mężczyźni pamiętają jeszcze tzw. stary porządek. Zmiany w kodzie kulturowym społeczeństwa to nie jest coś, co zmienia się z dnia na dzień. To są zjawiska, które do przejawienia się potrzebują nie lat a przemijania całych ludzkich generacji. Jakim zatem cudem, mężczyźni mogą pamiętać i tęsknić za starym porządkiem? Przecież my go nie znamy. Stary porządek skończył się w chwili, kiedy kobiety stanęły w fabrykach za maszynami, produkując na potrzeby I a następnie II Wojny Światowej.

Potem jeszcze – chyba rozpędem – mężczyźni i kobiety odgrywali swoje tradycyjne role społeczne, ale czasy, kiedy mężczyzna utrzymywał dom, skończyły się z chwilą wprowadzenia drakońskich podatków. Od wielu już lat, mężczyźni zatrudnieni na etacie nie są w stanie samodzielnie utrzymać rodzin. Taka sytuacja trwa już co najmniej 80 lat. Moja babcia podjęła pracę w wytwórni oranżady, zaraz po przeprowadzce do Wrocławia – a był to rok 1955. Dziadek w tym czasie był konduktorem w PKP.

zmiany?

Cytuję: „Wielu mężczyznom trudno pogodzić się, że sytuacja się zmieniła”.

Naprawdę? Czy naprawdę ktoś z mężczyzn zauważył w swoim życiu jakieś istotne zmiany? Chyba tylko tę, że znowu musimy tyrać do emerytury dłużej niż dyskryminowane polskie kobiety. Na wszelki wypadek przyjrzyjmy się listom tradycyjnych męskich i żeńskich zawodów. Ciekawy jestem czy zauważycie, że coś istotnego się tu zmieniło na przestrzeni ostatnich kilkudziesięciu lat. Piszę, że ostatnich, bo przecież pojęcia nie mamy jak żyło się naszym dziadkom i babkom w patriarchacie XIX w., więc porównywanie naszej sytuacji do tamtych warunków, nie może przecież wzbudzać naszego rozgoryczenia.

-sprzątaczka,
-nauczyciel wychowania przedszkolnego,
-pielęgniarka,
-nauczycielka,
-stylistka paznokci,
-kosmetyczka,
-opiekunka do dziecka,
-sekretarka,
-pomoc domowa

złamana tradycja?

Widzieliście może ostatnio jakiegoś mężczyznę w tych zawodach, które wymieniłem wyżej? Idźmy więc dalej. A może ktoś z Was widział kobietę w poniższych zawodach?

-górnik (mowa o pracy na przodku a nie np. w podziemnym magazynie czy w windzie),
-rybak,
-leśnik,
-budowlaniec,
-dekarz,
-wodociągi (kanalarz albo taki gość od machania łopatą w błocie przy temp. -15 stopni C),
-tokarz frezer – produkcja maszyn i urządzeń,
-elektryk (zwłaszcza wysokie napięcia),
-tracz (tartak),
-kamieniarz,
-brukarz,
-operator wózka widłowego w magazynie,
-śmieciarz,
-strażak,
-hydraulik,
-mechanik samochodowy,
-spawacz
-rolnik (zwłaszcza, gdy trzeba rozrzucić obornik albo wylać gnojowicę na pole)

A wiecie, dlaczego nie widujecie kobiet w tych typowo męskich zawodach? Bo to najbardziej niebezpieczne (największy odsetek wypadków śmiertelnych), najbardziej śmierdzące lub szkodliwe prace, których kobietki podejmować nie chcą. Mogą (mamy równouprawnienie), ale nie chcą, bo … przy nich łamią się nawet tipsy.

poklad1

Tyle walki o równouprawnienie kobiet i nie ma chętnych?! Cała praca tych sufrażystek, feministek … wszystko to, jak krew w piach. Jaka szkoda! Nie poddawajcie się dziewczyny! Do dzieła!! Budujcie nowe społeczeństwo w oparciu o parytet 50/50 nie tylko w parlamentach i biurach! Kiedyś było hasło „Kobiety na traktory” a dzisiaj proponuję nowe: „Kobiety do kanałów!” Udowodnijcie tym zalęknionym, zniewieściałym, sztywnym, niereformowalnym facetom, że gówno za paznokciami Wam nie straszne.

dominacja w związkach

Cytuję: „Boją się zrezygnować z dominacji”

Tylko może powinniśmy tu doprecyzować, gdzie ta dominacja jest? W związkach czy poza nimi? Bo jeśli w związkach, to dominacja polegała chyba na tym, że to facet przynosił na randkę kwiatka. I zapewne na tym, że to on proponował randkę i to on pierwszy prosił do tańca? Czy nie na tym? A może na tym, że mąż żądał, żeby pracodawca żony przelewał kasę na jego konto bankowe? Też nie? To na czym polegała dominacja mężczyzn nad kobietami w ostatnich 50 latach? Że kazali im karmić, prać, prasować, gotować i zajmować się dziećmi? A jakie mieli argumenty w tej walce o dominację? Chyba grozili biednym kobietkom, że jak one tego wszystkiego nie zrobią, to nie będzie seksu! 🙂

Czasy, kiedy karminadel na obiad dostawał tylko tata górnik (znana scena z filmu „Perła w koronie” Kazimierza Kutza) należą do prehistorii. Skoro nie pamiętam tego ja, wychowany w komunie, to tym bardziej nie pamiętają tego młodsze pokolenia. Krótko mówiąc, taka klasyczna dominacja mężczyzn w związkach to mit, z którym walczą już tylko feministki.

A może istnieją jakieś inne formy dominacji? Zastanówmy się na czym może polegać dominacja mężczyzn poza związkiem? Na myśl przychodzi mi tylko sfera zawodowa. No to poczytajmy nieco o walce kobiet z tą dominacją.

dominacja w pracy

Cytuję: „Podobnie jak po I wojnie światowej, także po II wojnie panie zastąpiły mężczyzn w niektórych dziedzinach życia. Coraz więcej z nich zauważało, że wiele zawodów nadal pozostaje dla nich zamkniętych, że mają znacznie mniejsze szanse na awans oraz że otrzymują niższe niż mężczyźni wynagrodzenie na tym samym stanowisku. Przełomem w walce o równouprawnienie była praca Betty Friedan Mistyka kobiecości, wydana w 1963 roku.” Cytuję za http://epodreczniki.pl/a/DixH7J2oo

Autorka namawiała w niej kobiety do przyjęcia aktywnej postawy i podejmowania pracy, atakowała dyskryminację płacową i molestowanie seksualne. W USA w 1966 roku powstała Narodowa Organizacja Kobiet, która poprzez różne akcje i demonstracje starała się zwracać uwagę na sytuację kobiet i walczyła o ich prawa.

W Europie feministyczną biblią stała się książka „Druga płeć” autorstwa Simone de Beauvoir. Na Starym Kontynencie kobiety także domagały się równych praw, ale i pomocy w momencie, kiedy decydują się na macierzyństwo i wychowanie dzieci. Panie starały się także działać na scenie politycznej (zwłaszcza w partiach lewicowych).”

o co chodzi?

Nareszcie. Powoli dochodzimy do sedna. Okazuje się, że kobiety mają równe prawa już od dawna, tylko szanse wciąż mają nierówne – o czym pisałem w odcinku pt.: równouprawnienie płci (link). Podskórnie czuję jednak, że to nie o zrównanie praw i szans tak naprawdę chodzi. Feministek albo nie stać na uczciwą dogłębną analizę problemu, albo jej po prostu nie chcą. Drążenie tematu mogłoby zburzyć tak wygodną dla nich narrację, że to wyłącznie współcześni faceci mają jakiś problem ze sobą.

Z kobietami jest tak, że często narzekają nie na to, co uwiera je najbardziej. Poszukajmy więc prawdy. Co dla kobiet jest najważniejsze? Co jest takiego w ich życiu, bez czego nie mogą się realizować? Jeśli wpisać w wyszukiwarce zdanie „potrzeby kobiet”, to w znalezionych tekstach najwyżej i najczęściej pozycjonuje się „poczucie bezpieczeństwa”. I musimy pamiętać, że świadomie czy nieświadomie, kobiety zawsze będą próbowały zapewnić sobie ten stan. Nie ma sensu wartościować czy jest to złe, czy jest to dobre. Tak już te nasze kobietki mają. Kropka.

Media (w tym Internet) pełne są deklaracji w stylu: „Współczesna kobieta – samodzielna, wyzwolona, świadoma swojej wartości i praw, spełniająca się zawodowo. Jednym słowem, ucieleśnienie feministycznych snów.” Ale na takich definicjach pragnienia feministek się nie kończą, bo przecież mamy feminizm progresywny, który uznaje to „za niewystarczające, wskazując na konieczność całościowej przebudowy społeczeństwa”. Co zatem wynika z przecięcia się tych dwóch pragnień?

dramat

Przytaczam te dwa fakty, ponieważ prawdziwy dramat kobiet rozgrywa się właśnie w punkcie, gdzie zderzeniu ulega naturalna potrzeba bezpieczeństwa z nośnymi hasłami feministek o niezależności. Te dwie rzeczy naprawdę rzadko udaje się kobietom połączyć. Ruchy feministyczne próbują przekonać wszystkich do swoich racji i wszelkimi sposobami starają się pomóc kobietom w realizacji tego planu.

Dzięki owej lewicowej propagandzie kobiety, zniewolone biologicznym pragnieniem posiadania potomstwa, są przerażone faktem, że w trakcie ciąży i zaraz po niej stają się zależne od mężczyzn. To tu jest ta okropna zależność! To tutaj jest ta nieznośna podległość! Dlatego lewicowe organizacje najchętniej doprowadziłyby do tego, żeby dzieci były państwowe. Wtedy to właśnie kobiety stałyby się prawdziwe wolne i bezpieczne, i byłby to kres parszywej dominacji mężczyzn nad płcią piękną. Rodzisz dziecko i facet przestaje być Ci potrzebny do czegokolwiek, bo państwo w każdej sytuacji zapewni mamie i dziecku bezpieczny byt.

jak być bezpieczną i niezależną?

Tylko żeby to było możliwe, to najpierw trzeba kogoś obrabować z pieniędzy. Robi się to dość łatwo na drodze pobierania podatków albo przez budowanie niesprawiedliwych przepisów. Na nieszczęście dla lewicowych środowisk, wysokość podatków sięgnęła już absurdu (ok. 70% tego, co płaci pracodawca pracownikowi wraca do budżetu). Skoro nie można ściągać wyższych danin, pozostają już tylko niegodziwe zapisy w prawie, gdzie tzw. dobro dziecka sankcjonuje np. niezbywalny obowiązek płacenia alimentów nawet na dziecko, którego płacący nie jest biologicznym ojcem.

Tak, tak! Ojciec dziecka może wytoczyć powództwo o zaprzeczenie ojcostwa, tylko w ciągu sześciu miesięcy od dnia, w którym dowiedział się o urodzeniu dziecka przez żonę (nie później jednak niż do osiągnięcia przez dziecko pełnoletności). Po tym czasie odwołać ojcostwa już nie sposób i panowie po rozwodach z udowodnioną winą żony, często całymi latami płacą alimenty na dzieci, których nie są biologicznymi ojcami (!)

cdn.